Pociąg
Sen 1.
Budzę się, wstaję z łóżka, chcę coś natychmiast zapisać, podchodzę więc do regału stojącego naprzeciwko łóżka, gdzie ostatnio zazwyczaj leży długopis i patrzę, a ten jest połamany na dwie połowy. W tym śnie myślałam, że został pogryziony, no bo jak inaczej? Było to na tyle realistyczne, że po obudzeniu sprawdziłam, czy długopis na pewno jest cały.
Potem było już bardziej skomplikowanie.
Sen 2.
Biegnę na dworzec, kupuję bilet do Krakowa, babka mówi mi, z którego peronu i toru (peron 3 tor 4) będzie odjeżdżać pociąg i, że muszę się pospieszyć. Biegnę jakimiś ciemnymi korytarzami, po czym wchodzę po schodach i wybiegam na peron, który jest niemal zaraz za schodami. Jest jasno i słonecznie, uspokajam się. Na peronie stoją ludzie, ale po prawej stronie moją uwagę zwraca grupka trzech ludzi. Byli to jacyś młodzi mężczyźni, znać było, że to grupa znajomych. Byli to jacyś młodzi mężczyźni. Osoba, która wyróżniała się z grupy i wyglądała na jej lidera wyglądała jakoś dziwnie znajomo. Podeszłam do nich i zapytałam tę osobę, czy to peron trzeci (bo z tego peronu miał odjeżdżać pociąg), ale tak tylko, by się upewnić, bo wiedziałam, ze to peron trzeci. Człek odpowiedział, że tak. Za chwilę zaczął nadjeżdżać pociąg i spytałam jeszcze, czy to jest ten pociąg do Krakowa. Potwierdził i zaczęliśmy rozmowę, ale nie pamiętam o czym. Potem wsiadłam do pociągu z tymi ludźmi i nadal rozmawialiśmy. Mijaliśmy różne wagony, aż dotarliśmy do jakiegoś takiego przestronnego wagonu, w który nikogo innego nie było. Gdy siadaliśmy na skórzanych kanapach, jeden z tych ludzi powiedział chyba, że tu będzie można spokojnie porozmawiać, bo nikt nie będzie przeszkadzał.
Sen 3
Biegnę na dworzec, kupuję bilet do Krakowa, babka mówi mi, z którego peronu i toru będzie odjeżdżać pociąg itd. Ogólnie wszystko to samo, tyle, że tym razem jestem z Mendą (psem). Dalej, oprócz tego wszystko jest identyczne, ale sen skończył się po wejściu do pociągu, o ile dobrze pamiętam.
Sen 4. Adnotacja: Opisanie tego snu bez wtrącania dygresji o silnym zabarwieniu emocjonalnym, a opisanie tego jedynie tak, jak to wyglądało we śnie, jest dla mnie bardzo trudne. Normalnie nigdy mi się to nie zdarza, ale teraz jest to szczególnie przykre.
Biegnę z Mendą i kotem na dworzec, kupuję bilet do Krakowa itd, Menda idzie wolniej i irytuje mnie to, natomiast kot idzie tak, że jego obecności w zasadzie nie dostrzegam, idzie spokojnie i zupełnie obojętnie. Biegnąc korytarzami zastanawiam się, gdzie ich zostawię, "bo przecież nie mogę zabrać psa do pociągu". Łudzę się, że jeśli zostawię ją na smyczy na dworcu, ludzie pomyślą, że właściciel poszedł do sklepu i zaraz wróci, i nie będą zwracać na nią uwagi (wiedziałam, że jadę na kilka dni). Potem przestraszyłam się, bo co będzie, jeśli stanie się inaczej. Ktoś wezwie straż miejską, zabiorą ją do schroniska i już jej nie znajdę. Potem pomyślałam, że przecież ona może czekać spokojnie pod sklepem nawet kilka godzin, ale nie kilka dni i że nie będę wiedziała, co się z nią przez ten czas dzieje. Potem pomyślałam, żeby może zostawić ją luzem, ale wtedy przestraszyłam się, że ją złapią i zabiorą do schroniska, a nawet jeśli nie, to kiedy wrócę, nie będę potrafiła jej znaleźć i przywołać, i nie będę wiedziała, gdzie jest. Potem zaczęłam myśleć o kocie. Chciałam zostawić go luzem, żeby sobie biegał koło dworca, ale potem przestraszyłam się, że, kiedy wrócę, nie będę wiedziała gdzie jest i nie będę umiała go przywołać (podobny schemat. Ogólnie wszystko było przesycone strachem przed utratą, chęcią pełnego kontrolowania i brakiem wiary w to, że po takim rozdzieleniu wszyscy znajdziemy się, albo raczej - że ja ich znajdę. Chciałam mieć pełną kontrolę). Weszliśmy po schodach, wyszłam na peron i wtedy odniosłam wrażenie, że to już się kiedyś działo i, że było to niedawno. Takie dejavu. To wrażenie pogłębiło się, gdy zobaczyłam tych ludzi w identycznej sytuacji, co wcześniej. Podeszłam, spytałam o to samo, co wcześniej, ale człek, którego pytałam, nie poznawał mnie, więc uznałam, że mi się wydaje. Pociąg przyjechał, a ja musiałam nagle zdecydować, "co zrobić" z Mendą. Powiedziałam jej, żeby została. Ona w desperacji weszła na druty trakcyjne i położyła się na nich, patrząc na mnie z rozpaczą i szaleństwem w wielkich oczach (były większe, niż normalnie). Stanęłam zrezygnowana, wiedziałam, ze pociąg zaraz odjedzie i krzyknęłam, każąc jej zejść. Ona leżała dalej nieruchomo. W ogóle te druty były jakieś dziwne. Były nisko, na wysokości mojej głowy, ale jednocześnie były nad pociągiem, który był normalnej wielkości. Do tego były owinięte jakąś postrzępioną tkaniną, czy czymś takim. Nie wiedziałam, co robić. Nie mogłam jej zdjąć. Powiedziałam jej "zejdź, bo cię prąd pier...nie" i popatrzyłam na nią niemal z szaleństwem, bo bałam się, ze pociąg zaraz odjedzie. Ale pociąg czekał. Wtedy ze środka jej lewego oka wypłynęła łza i spłynęła strużką w dół, po czym Menda zeszła na dół z milczeniu. Wtedy przypomniałam sobie o kocie. Nagle "Przypomniałam sobie", że "przecież psa nie mogę wziąć do pociągu, ale kota mogę", więc wzięłam go na ręce (nadal był całkowicie obojętny i pogodzony z losem) i wsiadłam do pociągu, a Menda została na dworcu. Wiedziała, że nie ma innego wyjścia i, że i tak nic nie zmieni. Ciekawe, że tamci ludzie, których przecież nie znałam i w tym ostatnim śnie nawet nie rozmawiałam, oprócz tych dwóch pytań o peron i pociąg, czekali na mnie, a wsiadając do pociągu, wsiadłam z nimi. Wszystko odbyło się w milczeniu. W zasadzie to oni czekali na mnie, a pociąg czekał na nich. Sen skończył się po wejściu do pociągi zamknięciu drzwi, za chwilę pociąg odjeżdżał, ale nie pamiętam, czy we śnie to było, w każdym razie było to wówczas oczywiste.
We wszystkich tych trzech snach towarzyszyło mi cały czas przeświadczenie, że muszę zdążyć na ten pociąg, muszę jechać, potem też, że muszę zostawić Mendę na dworcu (zamiast zostawić ją w domu!), że nie mogę tego wszystkiego nie zrobić, bo po prostu nie ma innej opcji. To było coś znacznie silniejszego, niż przekonanie czy poczucie misji, to miało raczej charakter jakby obiektywnej wiedzy i była to konieczność, na którą kompletnie nie miałam najmniejszego wpływu ani ja, ani nikt z nas. Menda także o tym dobrze wiedziała. Było to coś silniejszego od mojej więzi z Mendą, od mojej czy jej woli i czegokolwiek innego. Ten ostatni sen był bardzo przykry, zarówno po obudzeniu, jak i w trakcie. Po obudzeniu "czułam" wręcz pogardę do samej siebie, że coś takiego mogło mi się przyśnić i, że w tym śnie mogłam tak myśleć i ogólnie cały czas wzbudza on we mnie bardzo silne emocje i mam nadzieję, że ktoś jest w stanie mi go wyjaśnić, bo myślę, że jest to ważne.